piątek, 14 listopada 2014

Route des Vins d'Alsace



Witam wszystkich cieplutko i po francusku. Dzisiejszy post jest wyjątkowy, jest on pierwszy i…. i? Od razu z grubej rury. Opisz mój weekendowy pobyt w Alzacji. 



Piątek godzina 15. Walizki spakowane, samochód gotowy, zapas gazet jest. Gotowi do wyjazdu. Długość trasy (1000km) nie robiła na mnie większego wrażenia, bo taki odcinek pokonuję co roku jeżdżąc do 'narciarskiego raju' - w Alpy! Tym jednak razem nie było na to ani pory, ani nawet ochoty. 




Z tego względu,że wyjechaliśmy późnym popołudniem, przenocowaliśmy w Niemczech, a dokładniej w Weimarze. Nie był to przypadek. Weimar to miejsce, w którym dawniej przebywali słynni poeci i pisarze niemieccy, tacy jak Shiller, czy Goethe, który jest tam pochowany. Po porannym spacerze sennymi jeszcze ulicami miasta ruszyliśmy w drogę! Miejsce docelowe - Colmar.

























Docierając tam około 15 od razu poczułam się jak w domu ! Francja to jeden z moich ulubionych krajów Europy, do którego za każdym razem przyjeżdżam z ogromnym entuzjazmem.
Colmar to tak zwana Mała Wenecja Francji. Wąskie, kręte uliczki, tajemnicze zakamarki, a dookoła kanały i mosty. Widok przeuroczy ! Do tego domki, a tak naprawdę kamienice, we wszystkich odcieniach tęczy. Jeśli chcecie poczuć się jak w jednej z Disneyowskich bajek, to jest to idealne miejsce ! ;) Warto zaznaczyć, że zabudowa Colmar pochodzi z XIIw. 




Zwiedzanie zwiedzaniem, ale nie mogłam odwrócić swojej uwagi od sklepów *.* Może to dlatego, że jestem zakupoholiczką, ale uwierzcie mi, że widok tylu butików na jednej ulicy w mieście niewiele większym od Gniezna jest niezapomniany..haha! Już po wystawach okiennych można dostrzec kolosalną różnicę w jakości i fasonie francuskich ubrań i polskich. U nas niestety ciągle panuje moda na kicz i 'oczojebność' w niektórych sklepach. Francja to symbol szyku, gustowności iiiii… dobrych perfum!
Niesamowite jest to, że na ulicach Colmar (myślę, że nie tylko tam) ciągle unosiły się pomieszane zapachy damskich i męskich perfum. Cudowne uczucie, którego w Polsce nie miałam okazji zaznać!!
Po tak intensywnym dniu nadeszła pora na kolację. I to nie byle jaką. Alzackim przysmakiem jest Tarte Flambée. Wygląda jak prostokątna pizza na bardzo cienkim cieście, jest pokryta dużą ilością serka i dodatku, który dana restauracja serwuje. Według mnie najlepszą opcją są trufle ! Do tego  świąteczny kubek  prawdziwej gorącej czekolady..mniam ! Dlaczego świąteczny ?! We Francji w połowie listopada można poczuć już tak zwaną Atmosphère de Noël. Tę tendencję znamy jednak z Polski.




Kolejnym przystankiem okazał się Strasbourg. Stolica Alzacji jest najładniejsza w dzień, szczególnie o tej porze roku. W niedzielę rano zaczęliśmy od Mszy w Katedrze Notre Dame. W Strasbourgu miałam okazję być już wcześniej, jednak nie brałam udziału w tak uroczystej Mszy, z  przepiękną oprawę muzyczną. Moim zdaniem katedra ta jest dużo ładniejsza i ciekawsza architektonicznie niż Katedra Notre Dame w Paryżu, w której aż roi się od skośnookich turystów czyhających z aparatami od wschodu słońca na wejście do budynku. 




Przyszedł czas na  prawdziwie francuskie śniadanie. 
Café au lait, croissant, jus d'orange i alzacki rodzaj babki (osobiście nie polecam).




Dalej udaliśmy się na spacer alejkami, które same zaprowadziły nas do rzeki Ill. Atmosfera jak z filmów. Akordeon, uliczny szmer, młode kobiety na rowerach z bagietakmi w ręku…



Stare Miasto stolicy Alzacji jest podobne, a zarazem zupełnie inne niż Colmar. Powtarzającym się elementem są   zabytkowe kamienice, wyłożone brukiem uliczki i oczywiście jezyk !! ;) Francuski to język uznawany za arystokratyczny. I tak rzeczywiście jest. Sami Francuzi przyznają, że kiedy mówią , to czują się jakby śpiewali. Bonjouuuuuur ! Meeeercii ! Au revoiiiir!  I tak bez końca. Była to zatem dla mnie idealna lekcja akcentu, bo z francuskim mam do czynienia od 4 klasy szkoły podstawowej, czyli jakieś 8 lat. Zresztą nauka francuskiego jest u nas rodzinna !




Kolejnym etapem wycieczki został 'rejs' Batoramą - cieszącą się dużym zainteresowaniem wśród turystów przeszkloną barką poruszającą się po odnogach rzeki. Jest to atrakcyjny moim zdaniem sposób obejrzenia Starsbourga, szczególnie jeśli ma się jeden dzień. Batorama zaczyna rejs w straym mieście ( 100m od Katedry), przepływa śluzą przez Petite France ( o której za chwilę opowiem więcej) i dobija aż do Parlamentu Europejskiego. Całość trwa około 1h20min. 





Petite France to najstarsza dzielnica Strasbourga. Historią sięga XVIw. Jej nazwa pochodzi od szpitala, umieszczonego tam dla cierpiących na kiłę. W związku z tym polska nazwa powinna brzmieć Mała Franca, a nie Mała Francja. Obecnie jest to miejsce, gdzie znajdują się hotele i liczne knajpki. À propos jedzenia. Charakterystycznym punktem  La Petite France jest widoczna restauracja Au Pont de Saint Martin. 



Położona ona jest tuż nad samą śluzą. Przeszklony, dwupoziomowy lokal serwuje typowo francuską kuchnię. Na przystawkę quiche lorraine. To tarta na bazie jajek z odrobiną boczku na sałacie z idealnie dobranym dressingiem. Nie zapominajmy też o foie gras !! Gęsie wątróbki w tym przypadku serwowane na soczewicy w słodkim sosie z warzywami. Potrawa podawana w małych garnuszkach rozpływa się w ustach. Do tego oczywiście Gewurztramier - białe wino w specjalnych do niego kieliszkach z zieloną nóżką. 




Pod wieczór przenosimy się do serca francuskich białych win, czyli na Route des Vins d'Alsace. Na 2 dni zamieszkaliśmy w małej miejscowości Beblenheim. Pensjonat Clos des Raisins bardzo klimatyczny. Pierwszy raz jadłam śniadanie przy jednym wielkim stole z innymi gośćmi z Francji. Posiłek ten był swego rodzaju wspólną konwersacją między polsko-francuskim towarzystwem a właścicielami, którzy sami przygotowywali dla nas bagietki i konfitury. Jednym słowem - uczta ! 




W poniedziałek, bez pośpiechu ruszyliśmy w drogę. Pierwszy przystanek to winnica Becker w miasteczku Zellenberg, gdzie udało nam się zakupić karton wina Riesling. Zaraz potem Ribeauvillé. Urokliwa miejscowość z licznymi regionalnymi sklepikami w kolorowych drewniano-murowanych kamienicach. Na ulicę docierał zapach(niezbyt przyjemny ;) ) wielu rodzajów sera, ale też słodkich babeczek. Francuzi są mistrzami cukiernictwa!



Kolejny punkt to najstarsze miasteczko Francji !!




Zabudowa pochodzi XIIw. ! Uważam, że to najbardziej klimatyczna miejscowość. Atmosfera Świąt była tu bardziej wyczuwalna niż w innych miejscach, co spowodowane było odkryciem przez nas 'domku z piernika'. Czułam się jak bohaterka 'Jasia i Małgosi', jednak dom okazał się być tu bardzo przyjazny. W środku znajdował się ogromny Świąteczny sklep! 



Bombki we wszystkich możliwych wzorach - od klasycznej szyszki po piłeczkę tenisową! Zakaz fotografowania nie był dla mnie przeszkodą. Lata doświadczeń i zdjęcia po tajorze doszły do perfekcji. Następnie trafiliśmy do bardzo dużej winnicy Andre Blanck w Kientzheim. Po długich opowieściach właściciela winiarnii i degustacji prawie 10 rodzajów win zdecydowaliśmy się na kupno 36 butelek, co dawało nam + 7 kartonów wina do 'kolekcji'. 



Ufff..po 2 godzinach wreszcie świeże powietrze iii… kolejna wioska. Tym razem Kaysensberg, który moim zdaniem był tak ładny jak Riquewihr. Zakup ostatnich pamiątek, a właściwie przysmaków  sprawił wiele radości i wzmorzył apetyt, więc zaraz po powrocie do Beblenheim udaliśmy się na kolację podsumowującą cały wyjazd. Klasyk - Gewurtztraminer, foie gras, a nawet tortellini z łososiem! Na pożegnanie właścicielka lokalu zaserwowała nam delikatny likier czereśniowy z odrobiną bitej śmietany i cynamonem. Pycha ! 


Wtorek był dniem powrotu do Polski. Niesamowite, ile w zaledwie 3 dni może się wydarzyć. Droga przebiegała sprawnie dopóki nie kazali nam zjechać z autostrady(wypadek LKW) na jakieś pola kapusty. Ciemno, głucho, nikt nic nie wie, zero znaków. Przejechanie 20km zajęło nam prawie 4h. Idealnie. Jak to po wycieczkach bywa - trzeba odpocząć po wypoczynku, więc środa zakończyła się tylko nauką w domku i wspominaniem francuskiego cappuccino. 




7 komentarzy:

  1. Przybliżyłaś mi "naszą" wycieczkę w czerwcu :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ahh... aż zazdroszczę sama chętnie wybrałabym się na taka wycieczkę :)

    Pozdrawiam,

    Ewelina
    http://niedoskonalaja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna wycieczka!
    Sama bym z chęcią ruszyła w taką podróż.
    Oczywiście moją uwagę przykuły potrawy :D
    Jakieś takie spaczenie :D

    OdpowiedzUsuń
  4. świetna wycieczka, podziwiam, że na kilka dni chciało się Wam jechać aż tyle kilometrów. ;) ja we Francji jeszcze nigdy nie byłam, ale szczerze mówiąc, nie ciągnie mnie do niej. ;) uwielbiam natomiast oglądać zdjęcia z niej, dlatego Twój post był dla mnie ogromną przyjemnością :)
    pozdrawiam.
    http://poprostumadusia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale super!
    Naprawdę zazdroszczę wyjazdu. Z pewnością miło spędziłaś ten czas :)
    Piękne miejsca i zdjęcia ♥
    Miło mi będzie, jeżeli zostawisz u mnie ślad w postaci komentarza lub obserwacji :)
    http://modajestnaszapasja.blogspot.com/2014/11/lights.html

    OdpowiedzUsuń