czwartek, 7 lipca 2016

Dzień z życia greckiej perełki - SANTORINI





Najpiękniejsza, najdroższa, najciekawsza, najbardziej malownicza, naj naj naj….Te wszystkie ‘naj’ usłyszeć można od większości osób, które Santorini odwiedziły lub mają to w planach. Nie ukrywam, że uchodząca za najpiękniejszą na świecie, wyspa Thira(grecka nazwa) od dawna błyszczała na mojej ‘bucket list’ i czekała…cierpliwie czekała na moje najdłuższe wakacje. W końcu zapadła decyzja - kierunek Grecja. Jednak nie od razu Santorini. Padło na Kretę. Stamtąd dopiero katamaranem uderzyłam na moją wyczekiwaną perełkę. 1 dzień na wyspie może wydawać się niczym, ale NIE DLA MNIE !





Z Heraklionu na Krecie codziennie kursują ogromne katamarany, które dowożą spragnionych biało-niebieskich widoków turystów na, znaną ze swojego kształtu rogalika, wyspę. O godzinie 11 Santorini powitało mnie słońcem i żarem z nieba. ‘Ciekawie’ powitał mnie też Nowy Port, przypominający…w sumie to sama nie wiem - przebicie się przez tysiące ludzi, aby trafić do polskojęzycznego autokaru(jednego z około pięćdziesięciu) wymagało sporego skupienia i ogarnięcia, więc chwili na zastanowienie się nie było. Pomyślałam tylko: ‘tak, to właśnie ta komercja, o której czytałam’. 






Wbiegłam do autokaru z kapeluszem i telefonem w ręku, usiadłam i odetchnęłam z ulgą, że może być już tylko lepiej. Krótki postój nad morzem i moim oczom ukazuje się zawieszona na skale nad Starym Portem stolica wyspy - Fira. Spacer promenadą, świeży sok z greckich pomarańczy i moja słabość do wąskich, urokliwych,tętniących życiem uliczek i zakamarków - tak, to była miłość od pierwszego wejrzenia. Chyba po raz pierwszy wszystkie widoki były dokładnie takie jak na pocztówkach. Ba. 100 razy lepsze! Fira nie ma wiele do zaoferowania jeśli chodzi o zabytki, zresztą tak jak cała Santorini. Nad miastem góruje oczywiście śnieżnobiała katedra. Lokalnymi ‘fejmami’ są tu natomiast wystrojone osiołki, które oferują podwózkę do miasta ze Starego Portu. Niestety nie wyglądały na zachwycone, wioząc skośnookich turystów trasą ciągnącą się ostro pod górę. Nie mam nic przeciwko Azjatom, ale muszę przyznać, że czasem wyjątkowo mnie irytują :)
















Nadeszła pora na deser, a konkretnie na malutką miejscowość Oia, którą nieświadomie zna większość osób, chociażby ze zdjęć, folderów, insta, itd. Niebieskie kopuły, białe domki w skale i urwisko ? Jeśli ktoś nadal nie kojarzy - spoko ;) Patrzcie na zdjęcia ! Oia to miejsce kultowe. Każdy kto przybywa na Santorini odwiedza miasteczko chociaż na godzinę. Oia to również popularne miejsce na azjatyckie :) śluby. Dziennie małżeństwa zawiera tu około 10 chińskich par. Tak jak mówiłam komercjalizm. Z drugiej strony, nie ma się co dziwić, bo klimat tej wioski totalnie pochłania oczy i duszę. I bez wątpienia każdy aparat. Co ciekawe, wszystkie mieszkania na urwisku to apartamenty do wynajęcia przez turystów. Mieszkańcy Santorini swoje domy mają z drugiej strony wyspy, tuż przy wodzie, z którą swoją drogą jest spory problem. Oia to także luksusowe butiki, malownicze uliczki z widokiem na cały ‘rogalik’, a przede wszystkim jest to Santorini w pigułce. 














Żegnając wyspę około 17.30, zostawiłam ją z wielkim niedosytem. To, co zobaczyłam, to tylko cząstka Thiry. Jeśli dobrze pójdzie, to już niedługo połączę pobyt tutaj z inną wyspą cykladzką - Naxos. Grecja totalnie mnie wkręciła, a relacja z pobytu na Krecie już wkrótce !




Pozdrawiam cieplutko,
xoxo TB :*

1 komentarz: