wtorek, 1 września 2015

Styl, gracja, lekkość i San Francisco

STYL, GRACJA, LEKKOŚĆ I SAN FRANCISCO

Słysząc Kalifornia, na pewno przychodzą wam na myśl Los Angeles, Malibu, Hollywood, Beverly Hills, niekończące się plaże, budki ratownicze jak ze ,,Słonecznego Patrolu’’ i życie jak w filmie...Te wszystkie skojarzenia są oczywiście zgodne z prawdą, ale dopiero później przypominacie sobie jeszcze o San Francisco. Zapomnijcie więc na chwilę o tak szeroko rozpropagowanym L.A. i przenieście się na północ, bo tam czekają na Was największe wrażenia !







W drugim tygodniu naszej wyprawy camperem po zachodnich stanach USA, udając się  w kierunku San Francisco, nastawiliśmy się na najlepsze ! I tak rzeczywiście było !
To nowoczesne i modne, a jednocześnie niewielkie powierzchnią miasto o niekonwencjonalnym charakterze to bastion cywilizacji i oaza kultury. A co ciekawe, jest to najdroższe do życia miejsce w Stanach Zjednoczonych - niedawno przebiło nawet Nowy Jork ;)






Zwiedzanie zaczęliśmy od udania się z niebanalnie urządzonej dzielnicy Chinatown w kierunku nabrzeża. A po drodze same niespodzianki. Pierwszą z nich było Russian Hill. Z tego wzgórza w centrum miasta prowadzi niezwykle kręta, stroma i bogato ukwiecona droga Lombard Street, z której roztacza się widok na dużą część miasta i Ocean. A dookoła wspaniałe rezydencje i zielone ogrody - bajecznie ! 




Kolejny punkt to dzielnica włoska, czyli ristorante na ristorante ! Warto wybrać się tu pyyyyszną obiadokolację. A dlaczego obiadokolację ? W Stanach nie zjecie dań obiadowych wcześniej niż o 17, dlatego amerykanie często łączą ten posiłek z kolacją i wtedy czeka na nich prawdziwa wyżerka :)




San Francisco rzadko próbuje zaserwować bezwstydny komercjalizm jako atrakcję turystyczną, ale wyjątkiem od tej reguły jest Fisherman’s Wharf i przylegający do niego rejon nabrzeża. Tutaj aż roi się od sklepów  z pamiątkami, wypożyczalni dosłownie wszystkiego, ulicznych artystów, grajków, tancerzy i mnóstwa innych rzeczy. Jednak jednym z pozytywnych aspektów tego miejsca jest na pewno targ rybny Fish Market. W nim zjemy na przykład świeże pieczone krewetki, kalmary ( szczególnie na wynos ), a także zupę rybną czy fish burgery. Dla każdego coś dobrego...no chyba, że nie lubicie ryb. Wtedy czeka na Was jakże wykwintny McDonald’s z 5-metrowymi plastikowymi frytkami i cheesem przed wejściem. Ale jak kto lubi hahah :)

 



Tak mało czasu, a tak wiele do zobaczenia. W moim przypadku - straszna presja ! Jakieś wyjście ? Oczywiście nic innego jak Hop-on Hop-off - tym odkrytym piętrowym autobusem można zobaczyć właściwie całe miasto, a dodatkowym plusem są niesamowicie zakręceni ‘tour guides’, którzy opowiedzą Wam o wszystkim - nawet rapując ! 





I w ten sposób znaleźliśmy się na tak długo wyczekiwanym moście Golden Gate ! Most Złotych Wrót jest bez wątpienia najpopularniejszym symbolem San Francisco. Ma 1280m, a jego ogrom można docenić tylko przemierzając tą odległość. San Francisco to również miasto wiecznie unoszącego się smogu i mgły, dlatego dla bezpieczeństwa Golden Gate Bridge jest czerwony - ma być widoczny z daleka. Warto zauważyć, że smog jest widoczny dopiero po zmierzchu, więc absolutnie nie psuje on wrażeń związanych z przepiękną stolicą Północnej Kalifornii. 





Przejeżdżając przez bogate dzielnice, nagle naszym oczom ukazała się jedna z najpopularniejszych i najbardziej rozrywkowych ulic SF. Castro Street to enklawa homoseksualistów i hipisów, którą niektórzy nadal traktują jako siedlisko wszelkiego zła. Dom z nogami ‘za burtą’, dom Jimmiego Hendrixa, czy park, w którym tworzyli artyści to tylko niektóre atrakcje tej części miasta. Tu zobaczyłam przede wszystkim niezwykle oryginalnych ludzi z równie nietypowym charakterem :) Polecam jako ciekawostkę - nie można ominąć Castro ! 




               


Wreszcie dotarliśmy do głównego Placu SF, czyli Union Square - serce metropolii. Dosłownie - w każdym bowiem rogu tego placu znajduje się oryginalna rzeźba w kształcie serducha ! Wagoniki kolejki szynowo - linowej mijają tu tłum amatorów zakupów i teatromanów, spacerujących między dzisiątkami luksusowych hoteli i szykownych butików. To tutaj powstał jeden z pierwszych w USA sklepów Victoria’s Secret.. Widać stąd również imponujący budynek ratusza. 






A co ze stromymi szerokimi ulicami, które niewątpliwie są też symbolem miasta ? Ten widok towarzyszył nam przez cały czas. Żółte pasy pośrodku i tory dla cable car - idealne miejsce na kręcenie wieeeelu filmów - szczególnie tych z samochodami w roli głównej :) ulice te najlepiej widać od strony oceanu - tworzą równoległe pasy asfaltu dosłownie spływające ze wzgórza. Cable Car trzeba zobaczyć ! Nie trzeba nim jechać, bo kolejki są tu latem bardzo długie, ale zrobienie sobie co najmniej kilku fotek i obserwacja zjazdu w dół to po prostu obowiązek !






Dla nienasyconych zostaje na przykład rejs statkiem wycieczkowym pod Golden Gate i wokół więzienia Alcatraz. Wiatr we włosach i foto pod Golden Gate ? Mówiłam już przecież o życiu jak w filmie... hahah ! 









San Francisco ma w sobie coś europejskiego. Ma grację, ma styl, ma lekkość architektoniczną i pełnych energii mieszkańców. Przepełnione kulturą, miłością i entuzjazmem zaskakuje i czaruje. Raz posmakowane San Francisco pozostawia głód na dużo więcej i niczym magnes przyciąga kolejny, i kolejny raz ! To miasto ma duszę, a moja pierwsza wizyta to na pewno nie ostatnie słowo tutaj !! :)






2 komentarze: